Sierpień 2016
Kilka przewrotnych myśli, które nie wszystkim się spodobają, i dlatego napisane, by pobudzić czytelnika do refleksji, jeśli zechce toto czytać.Kilka zachwytów dla osłody na koniec.
G e n e s i s
Nić
płynie od krańca do krańca,
Od błysku
do czarnej czeluści.
A na tej
nici proszą się do tańca
Małe
okruchy i giganci tłuści
Z
misternej wprzódy uplecione tkanki
I nadal
tkane, jak to widać w lustrach.
Wokół
niektórych pląsają kochanki.
Niektóre
kiedyś udawały bóstwa.
Tworzywo
trwałe, całkiem nie do zdarcia.
Bo
elementem stałym nasycone.
Są tacy,
co w głąb wnikają uparcie.
Widzą
żywotne widzą i uśpione
Świetliste wieńce
zespolone w tańcach.
Lub rozsypane ziarna na klepisku.
Ślą pozdrowienia
od krańca do krańca.
Nie poskąpią
- bywa też - i błysku.
Czym
jestem ja i ty wobec przestworu,
Na
krosnach czasu tkany równań myślą.
Popatrz,
co widzisz, wszystko według wzoru
Jest,
który Stwórca na początku skryślił
Mamy domostwo nam podarowane.
Sami w
ogromie, jak rzeczą magowie.
Ci
wypatrują poprzez oko szklane,
Skąd
mógłby jeszcze pozdrowić nas człowiek
Wszystko
na nitce czasu nanizane.
A takie
mają właściwości nitki,
Losy tej
naszej nikomu nieznany.
Pęknie i
skurczy pewnie się do zwitki.
S y n t h e s i s
Czemu wądół
budujesz wśród traw na ugorze
Łopatą z
blachy przejedzonej rdzawo ,
U spodu
mając posok strumień krwawy?
Bo
tajemnicę przodków chcesz otworzyć,
Ułomki
których kości są wśród piasków,
A w nich
szukali jaszczurki czy gniazda,
Gdy już
przygasała im słoneczna gwiazda,
By z
sytym dzieckiem i kobietą zasnąć.
Czemu
pagórek, co w stepie się wznosi,
Trawiasty
kurhan, deszczami rozmyty,
Tak
niepozorny budzi twe zachwyty?
Bo pod
nim szczątki, co spłonęły w stosie.
Tam wódz
spoczywa ze swoją drużyną,
W
zmurszałej skrzyni, w szyszaku zdobionym,
A wokół
szczątki córki albo żony.
W walce o
władztwo nad stepem zaginął
Co ci
kazało ryć głęboko w ziemi
U rzeki
ujścia i w podziemnych grotach,
Szukając
cegieł wysuszonych z błota?
Bo cię
ciekawość tajemnicza gnębi?
Stamtąd praojciec na wędrówkę ruszył,
Synów
spłodziwszy dwu założycieli.
Świat
ludzki przez nich na wrogów podzielił.
Innego
boga każdy z nich ma w duszy.
Po co
odsłaniać przeszłych wieków znaki.
Mury
pałaców, malowidła ścienne,
Ślady
wielkości i historii zmiennej,
Gdy wciąż
nam w duszy tkwi kain jednaki.
Pną się
ku chmurom podniebne wieżyce,
A w
magazynach ładunki, co zburzą
Owe
budowle, co tak pięknie służą.
Ruiny
może kiedyś też zachwycą.
Co będzie
dalej, za tysiące wieków.
Ziemi na
groby, kurhany zabraknie,
Gdy te
pokryją globu piędź ostatnią.
Miejsca
nie będzie dla ciebie człowieku.
Miejsca
zabraknie dla twych towarzyszy,
Co bez
protestu służą ci, jak mogą.
Gdy ich
zabraknie pozostanie trwoga.
Czy się
ocali choć jeden ród myszy?
N i e t y l k o
n a w y s p i e
Księżniczka nić mi przędzie, nawija na kłębek.
Zawiesza
u podnóża, na początku drogi.
Jak mi
losy pozwolą, rozwijać go będę
W
budowli, co zawiła, tam czeka gad srogi
Czy nić
na tyle mocna, nie pęknie przedwcześnie?
W
zawiłych labiryntach, aby tam potwora
Dopadnąć,
jak bohater starożytnej pieśni,
Myślą i
przebiegłością, gdy nadejdzie pora?
Rozplata
się powoli zwitek włókna trwania.
Bywa, że
się zawęźla, o przeszkody haczy.
Inna na
horyzoncie przyszłość się wyłania.
Minotaur
się rozmnaża, jak pomiot sobaczy
Ani go
zmóc do końca. Zawiesza na nici
Potomstwo,
które żądli, lub kąsa boleśnie.
A to po
cichu swoje nieprawości syci,
A
dotknięty cierniami obronić się nie śmie.
I tak na
tej niteczce, co bohater ścieli,
Wiszą porozwieszane
w rzędzie bóle ciche.
Owe
minotaurniątka. Nimi się nie dzieli
Z nikim,
by Minotaury nie urośli w pychę.
Na tym,
co od podnóża, Ariadny wątku,
Olśniewającym blaskiem, cierni nanizanych
U końca coraz więcej. Ciążą od początku.
Aż pęknie
pod ciężarem, w chwili - nić -
nieznanej.
Jeden
tylko dokonał łba bykowi ścięcia.
Moja zaś
Ariadna nie była łaskawa.
Kłębek
zawierał supły. Kłuto mnie po pięcie.
Z czasem mi gorzkawą postawiono strawę.
Smaku
piołunów gorzkich nie zdołają słodzić
Niektóre
łaskawości pokrętnego losu.
Ni darem
ni sukcesem chwalić się nie godzi.
Uciechy
trzymać w sobie, bez chwalnego głosu.
Z a z a s ł o n ą t w a r z y
Mamy twarze misterium kotary
To
zasłona tajemniczej sceny
Nie
odgadniesz prawdy
Mimo
uśmiechów
Min
tajemnych
Mamy
twarze kurtynę teatrum
Na tej
scenie wszechświaty maleńkie
Pełen
treści gromadzonych skrzętnie
Małych
ciosów i ciosów największych
Bywa że
wypływają strumienianami zdań
Bywa
Głęboka
głębia niedostępna
A któż by
chciał w nią wniknąć
Gdy
Pierrot
utonie w odmętach
Własnego kosmosu
Własnego kosmosu
Tam
garście meteorów
Kolekcja
upadków
Te nie
zaświecą
Nie
błysną czarnym promieniem
Skarg
S a g o w i e r s z u
S a g o w i e r s z u
Wiersz mi się rodzi choć bez akuszerki
Gdzieś na
obszarze kołacze mózgowia
Dziwaczne
słowa kładą się pokotem
Przez szparkę w czaszce z piekła diabeł zerka
Co też
ten człowiek dobrego wypowie
Podpity
leży pod zbutwiałem płotem
O
towarzyszu czorcie przyjacielu
Kawałek
duszy dam ci po namyśle
Szczytpę
pomysłu mi tu z nieba przyślij
Sławą się
z tobą podzielę wątpliwą
Spraw
abym z rymów lichych się wyzwolił
To czarcie tobie stawię mocne piwo
Spraw aby
rytmy poszły w zapomnienie
Bo
dzisiaj w wierszu innej trzeba soli
Nikt
starych wierszy dzisiaj już nie ceni
Każdy
ma z tyłu swojego Mefista
On gotów
służyć nawet bez namowy
I jako w kartach rzeknie ci a vista
I do
usługi jesteś już gotowy
Zgoda
lecz nie ma niczego bezpłatnie
Dyktuj
poemat w genialne słowy
Wtedy
przez wieczność swoim żądłem trap mnie
A mnie
dosięgnie chociaż ziemska sława
Dla
ciebie mogę więc Faustusem zostać
Któremu pytań nie będzie zadawał
Żaden kto
wielbi pisarczyka postać
S a m o k r y t y k a
I co teraz
Tyle we mnie mieszka
A mało mieszka
Mogło więcej
To nie są dokończone
W całości zestawy
Przerw wiele jest w połowie
Stało się bo
inaczej
I to inaczej gryzie
Niby pchła natarczywa
I to niedokonane
Gryzie jadem szczypawki
Pociecha spadała z
liter
Ta tylko na niby
Prawdziwej nie ma
Prawdziwej i nie będzie
Stracony czas i możność
Pobyt zwarty w sobie
Jak z bliźniakiem
syjamskim
Ten drugi pasuje do pary
Też więziony wespół
Tak to jest ze mną
I tak to jest z nami oboma
Bratem i
bratem
Mieszkańcem
głębi
Aż przyjdzie zapomnienie
Dla obu
P r y w a t n y b i l a n s
Unosimy się pod
niebiosa
Jak obłok lub tuman
kurzu
Wieją nam wiatry z
ukosa
Z których się śmierć wynurza
Deszcz co ma ziemie oczyszczać
Wiatr co by wymiótł plewy
Pozostawia nam zgliszcza
Wciąż nas trapią ulewy
Były promienne wybuchy
Słowa podszyte nadzieją
Podmywały nas pluchy
Po których koguty pieją
Odszuka kto popioły
W dali spróchniałe kości
Zasypane wądoły
Ich las zielony mości
Poszukać
nam kajdany
Kraj w
dali nimi usiany
Oj wy z przeszłości wodze
Oj wy wodze współcześni
Przez was zgubieni w drodze
Co nie odeszli we śnienie
Brak wam myśli jastrzębia
Brak wam gołębia lotu
Nam nie brak hartu dębu
Zakrzepłej krwi
Straconych potów
Nas przesycają stosy
Niedoskonałość
grzechu
Oby nadal nie rosły
Co dla wielu uciechą
U t r a t a
Takiemu
palcem grozić
Co
podstępami żyje
Złodziejstwem
się zatrudnia
Takiemu
gałąź sucha
Za
oszustwa szpetne
Topiele z
białym żaglem
Gdyby łopotał z wiatrem
To
przeszłość wieloletnia
Takiemu
gdy telefon
Przewrotnym
bywa w dłoni
Niechaj
się czort pokłoni
Za słowa
co są trądem
Co jako
syczą wężem
Jęzor
uciąć orężem
Mu trzeba barw ochronnych
By
przeszłość swą ochronić
Przed
takim jest bezbronny
Kto się z
daleka broni
Kto jest wojnie przeciwko
Kto nie
ma sojusznika
W istotę
co nie wnika
Napastnik
ma forpocztę
Ta
niewolnego strażą
A wespół
tamci marzą
W tym
klecha jest pomocny
By
zgnębić wroga do cna
Rabusia
jest wygrana
Ten
ukradł jedną dusze
A druga
jest stargana
Czy
popiół sypać w czoło
Czy
bić głową o ścianę
Już wrócić czas nie zdoła
Za późni
bo wnet stanę
Tam skąd
nie wraca wzrok
Tam gdzie
pisany mrok
Trwać
będzie ból po stracie
Ciesz się z mej klęski bracie
Ciesz się z mej klęski bracie
S a t y r a z k o s ą w t l e
Niechby
wiersz ten był jak kosa
Co ją
nosi ta co bosa
Co ją
nosi ta bez twarzy
By jej
użyć wiecznie marzy
Ta w
opończy z szarej bieli
Nie
wstrzymają jej anieli
Niech ten
wiersz będzie jak kosa
Komuś
zadać chciałbym ciosa
Niechaj ostre będzie ostrze
Wtedy
cięcie jest najprostsze
Bo ja
jestem terrorysta
Lecz
intencja moja czysta
Niechby
kosa ta odcięła
Tych od
niedobrego dzieła
Koso koso
ruszaj w tany
Prosi
cię wybrakowany
Naród
sobaczego sortu
Tnij
odetnij tych od tortu
Którym
władzę dali czorty
Dla nich
więzienne kurorty
Przyjdą czasy już nie długo
By
obdarzyć tą posługą
Trochę optymizmu się przydaje w życiu
S ł u c h a j ą c f l a m e n c o
Jak mam
opisać tańca gibkości skręty
Bo jest w
nich wieczność jak w apokalipsie
Flamenco
o flamenko
Ja bym
cię pieścił
Od skroni
do piety
Chłonął
bez reszty postaci twojej piękno
Wchłonął
doszczętnie
Wszystkie
twoje treści
Tancerko
tanecznico
Jest w
twoim tanie
Jest w
kastanietach
To co
zachwyca
Co jest
kobiece
Tynfa dam
za nie
Wlewasz
mi ducha
Zachwytem
mienisz
Tym
narkotykiem
Jak boska
ksieni
Ożyj
otuchę
Flamenco
ach flamenco
O gibka
tanecznico
Nosiłbym
cię na rękach
I gładził
twoje lico
P e w n e j
p i a n i s t c e
O! zapatrzony w gładkość twego lica
Oraz cielistość pod koronką uda
I włosów bujność na
czerwieni ust,
Tony wielkiego z pod palców
zachwycą.
Mdleję, gdy widzę twój
młodzieńczy biust
I twoich ramion gładkie cuda.
O graj nam graj muzykantko słodka.
Chyba sam Bóg cię przed wiekami dotknął.
Czekał na chwilę, gdy z pod palców sfruną
Ptaki melodii i zapłoną łuną.
Teraz mi lżej jest znosić życia trud,
Gdy wydobywasz samą radość z nut.
P e w n e j p i a n i s t c e
(t e j s a m e j) i d o l
(t e j s a m e j) i d o l
Dziewczęcość Twoja jak Twe dźwięki
Co płyną ptakiem z pod
Twej ręki
Jedno i drugie wnika w duszę
Codziennie jestem pełen wzruszeń
Twój śpiew i Twoja wdzięczna postać
Na zawsze we mnie chce pozostać
Odpędza troski i złe myśli
W sercu serduszko małe kryśli
Za ducha co w swych tonach mieścisz
Cześć ci
S ł u c h a j ą c m a l a g e n i i
Słuchając Malagenii
O tancerko zwiewna
Długonoga Malagenio
I moja dusza śpiewa
Tańcem pod niebo wznosisz
Pod chmury ponad ziemię
Melodię z tęczy tkaną
Fałdy twych sukien proszą
O rytm gitar pijany
Ukaż swych nóg zalotność
Spowitą wśród jedwabi
Nie skrywaj ich nagości
Niechaj kształt nas ich bawi
Wtórują kastaniety
Rytm wybijają stopy
Nie ma nad cię kobiety
Unosisz mnie w obłoki
Malagenio niedostępna
Nie mnie być ci tancerzem
Do stopy ci uklęknę
Dam pierścień ci w ofierze
O moja Malagenio
Hiszpańska tanecznico
Przy tobie świat się mieni
Bo taniec twój zachwyca
Aż na korridy kręgi
Twój śpiew i taniec sięga
Tu torreador dzielny
Bykowi da cios celny
O tancerko zwiewna
Długonoga Malagenio
I moja dusza śpiewa
Tańcem pod niebo wznosisz
Pod chmury ponad ziemię
Melodię z tęczy tkaną
Fałdy twych sukien proszą
O rytm gitar pijany
Ukaż swych nóg zalotność
Spowitą wśród jedwabi
Nie skrywaj ich nagości
Niechaj kształt nas ich bawi
Wtórują kastaniety
Rytm wybijają stopy
Nie ma nad cię kobiety
Unosisz mnie w obłoki
Malagenio niedostępna
Nie mnie być ci tancerzem
Do stopy ci uklęknę
Dam pierścień ci w ofierze
O moja Malagenio
Hiszpańska tanecznico
Przy tobie świat się mieni
Bo taniec twój zachwyca
Aż na korridy kręgi
Twój śpiew i taniec sięga
Tu torreador dzielny
Bykowi da cios celny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz