Refleksje IIa

Czerwiec  2016

Jeszcze  klika  myśli, wyrażone w słowach mniej, czy więcej  udolnie zrymowanych, które się zrodziły w umyśle całkiem niechcący. Trochę są to zwierzenia, trochę niepokoje, nurtujące zapewne i innych. Każdemu pisany wzlot ptaka, lub mała apokalipsa. To drugie rozwiązanie jest bardziej pewne i  bardziej powszechne. I społeczności doznają coraz większych  rozterek. Dlatego  potrzebny jest szczypta pesymizmu.
   
D e d y k a c j a   d l a   n i k o g o

W pewnej szacownej  farze
Kroczy korowód na filarze

W całunie  postacie  kościane
Wiodą taniec na ścianie

W daleką dal wywodzi
Korowód postać  na przodzie

A ten jest ku pamięci
Tej co nie skąpi piędzi

Bywa z nienacka spłynie
Nikogo ta nie pominie

Albo razi pokotem
Nie pomna co będzie potem

Albo piekielny posłaniec
Zarządzi morderczy taniec

Sypiają synowie w ziemnej gościnie
Po wieczne czasy nam słynie

Tam jeno modły i wieńce
Im nie potrzeba nic więcej

Aleć  anioła śmieci spadkobiercom
Mają  krwawić serca

I bywa, męczeństwo może się przydać
Mogiłą można niektórych przydybać

Dodać kości do korowoda
Takiej okazji szkoda

Wysłać do  nich posłańców
Wespół  zaprosić do tańca

Dwa ukłony, wystarczył  jeden
Drugi  wielu zgotował  eden

Na tym nie kończy się kraniec
Odtąd podwójny taniec

Podwójna nam spuścizna
I podwójna blizna

Postać w czarnej opończy
Cmentarnego  tańca nie kończy

Oj!!  jak mi się podoba
Taki taniec chocholi na grobach

( na filarze w kościele św. Jana w Toruniu
Znajduje się stare malowidło "Korowodu śmierci")

  E p i t a f i u m  d l a  p o e t y

Poeto z Grenady
Poczęty przez Euterpe
Wskazał  jej palec  łono

Rodziły się pieśni
Rodziły wersy
Zasiadły na tronie

I torreador
I Cyganka
I corrida

Wszystko co hiszpańskie
Wszystko co z hidalga
To w wierszu się przyda

Twe wersy przedziwne
Twe wersy nadobne
Nie były na rękę

Po złej stronie stajesz
Jako ten Owidiusz
Więc poniosłeś klęskę

Losy takich wielu
Płaczę na swe palce
Zanurzoną w  strofach

Kula tak maleńka
Powala herosa
Takich  Pan Bóg  kocha

 S n y   n i e p r o r o c z e 

Niech mi się nie śnią
Dziwactwa okropne
Śnienie  bez pieśni
Sny bez polotu
Odbite w oknie

A za tą szybą
Wierzba bez liści
A pod tą wierzbą
Wiatr srogi świszczy
Smutek  bezbrzeżny

Niech mi się nie śni
Ta wierzba goła
Chcę widzieć we śnie
Może anioła
Może liściastą
Lipę lub jesion
Co mchem porasta
Gdy idzie wrzesień

Senny zamęt
Joysem pisany
Językiem w plamy
W  nocnych rozdziałach
Labirynt dzisiaj
Rozlany atrament
Nieznane miasto
O panno śnij się
Odwiedź niewiasto
Coś  dniem mi obca
A nocą  wtórą
Brnę na manowcach
W kniejach ponurych

Senne widziadło
Odciska smętek
Na prześcieradle
W trwaniu pokrętnym
Może w noc wtórą
Noc nie ponurą
Ptaki i łąka
W sen się zabłąka

 A   p   o   k   a   l   i   p   s   a

Przychodzi  wicher przywiewa
Jeźdźców na koniach podkutych
Pędzą przez  dale i mroki
Z mieczem  napiętym  łukiem
Apokalipsy zwiastuny
I pędzą pędem szalonym
Pierwszy gdy pieczęć  skruszona
Razić każe skłóconych
Matki  z potomstwem  pognębić
Synów naprzeciw synów
Postawić  w szeregach zwartych
Aż ziemia oczyści się z sierot

Pieczęć pęka druga
Więc drugi pochodnia paląca
Łany i stada poraża
Pola pokrywa szarańczą
Ta też ma prawo do trwania
Niech wykarmieni nadmiernie
Ustąpią miejsca i sczezną
Użyźnią ziemię zgłodniałą
Nawozem swych kości
Takie wyroki jeźdźca
Z  pieczęcią
Co trzecią wyprzedza

Teraz posłaniec  szalony
Dmucha na ludów resztki
Tchnieniem zatrutym śmiertelnie
Rży radośnie nad trumną
Staną się nią kontynenty
 Aż czwarta się rozkruszy
Pieczęć  ustanowiona
Jeździec  przeznaczenia
Wznosi z triumfem  ramiona
Chwali i błogosławi
Dzieło towarzyszy
On bez dzieł wzniosłych
W dołach ciemnych  zrodzonych
O jeźdźcy czterej
Wysłannicy grozy
Czy piąty powstanie z grobu
Zmartwychwstanie
Na białym koniu niepodkutym?
 
R  e  q  u  i  e  m


Słucham twego Requiem
W cichej samotności
Cisza nie przeszkadza
A samotność gościem
Z którym się przechadzam
Po manowcach losu
Ta ma wartość dźwięków
Co brzmią w twoim dziele
Tyle że bez głosu
To  nie hymn  podzięki
Jaki brzmi w kościele

A nam zwykłym ludziom
Niemym od kołyski
Po życiowym trudzie
Nie zabłyszczy
Ni nad katafalkiem
Ani nad kopczykiem
Chociaż by kawałkiem
Brzmienie twego krzyku
Requiem i przestroga
Bo tylko herosom
Kamykom ludzkości
Udzielają głosu
Co w twych nutach gości

Ja sobie zanucę
Gdy pozwolisz Panie
Pokornemu słudze
W godzinie żegnania
W resztkach świadomości
Ten hymn ostateczny
Tak będzie najprościej
Z nim pójść do wieczności

 W  i m i e n i u  w i e l u

Już wiem jak wiersz się pisze
Lektury sław mi  rzekły
Napiszesz  przerwiesz cisze
Gdy samotność ci  piekłem

Słowa co emanacją
I darem są od bogów
Posłane do mnie  spacją
Zastąpić słów nie mogą

Gdy nie ma słów najbliższych
Myślą rzucam o ściany
Ich  grzmot nie przerwie ciszy
Gdzieś w duszy zakopanej

Podrzutek  rodem z cieni
Podstępem myśl zniewolił
Szalbierstwem sąd odmienił
Zgubił się  byt bez soli

I tak chodzą po ludziach
Cisze czy słowa obce
Język ten sam w posłudze
Znaczenia na manowcach

Zatem wołam za wielu
Prośmy o zapomnienie
Bezsłowy przyjacielu
Gdy się staniemy cieniem

Wykreślaj nas z rejestru
Pamięci  nie obciążaj
Żyć będzie lżej ci przez to
Postąpisz nader mądrze

 Z a m i l k n ą   d z w o n y

Wydarto dzwonu  serce
Wydaje dźwięk szczerbaty
Niech wisi  niemy
 Na wieży zadartej

Ucięto sznur  od dzwonu
Wisiał bez potrzeby
Tonu dzwon nie uroni
Przeszkadzał niebu
Wichrom i grzmotom

Dzwonom pisany  koniec
Rusznica są po to
Aby przestano dzwonić
 Milsza melodia rusznic
Czasu basso continuo
Szczebioty miłe wodzom
Tylko te ich wzruszą
Gdy w niebo popłyną
Tym one  są po drodze
Już czas w drogę wyruszyć

Wydrzeć serca dzwonom
Odjąć im sznury
Pomysł poroniony
By śpiew popłynął z góry
Nauczmy się słuchać
Melodii wybuchów
Wieszczy Wernyhora
Poloneza pora








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz